– Gdzie jest Piotruś marzeń? – pyta trzyletni Dominik o swojego o dwa lata starszego brata. Formułowanie wniosków, budowanie wyrazów, ciekawy szyk zdań – to wszystko u moich dzieci jest dla mnie niezmiennie fascynujące.
Ciekawe jest choćby to, że pięcioletni syn używa formy „przyszłem”, a młodszy, trzylatek, mówi „przyszedłem”. Ale ten ostatni to jakiś taki w ogóle kulturalny wyjątkowo: używa dużo częściej form grzecznościowych („dziękuję”, „pseplasam”, „plosę”). Choć w jego przypadku ciekawostką jest fakt, że często mówi formami żeńskimi: „zlobiłam”, „spałam”, „zjadłam” etc. Czyżby uczył się od najstarszej siostry zamiast od brata? Ale przecież Piotruś, choć miał tylko starszą siostrę, w jego wieku nie używał form żeńskich.
Inną kwestią wartą odnotowania jest fakt, że u Piotrusia słyszę już pomału ładne r, podczas gdy o głoskach szumiących (sz, cz, rz) nie ma nawet co marzyć – to też dość nietypowa kolejność. No ale fakt faktem akurat jemu r jest bardziej potrzebne, przynajmniej przy przedstawianiu się 🙂
Tych wniosków byłoby jak zawsze wiele i pewnie przydałaby się po dłuższej przerwie taka nowa analiza tego, jak zmienia się i kształtuje język moich dzieci (zob. więcej w tagu dziecko). Wiele wniosków o dziecięcym języku można jednak wyciągnąć również z tekstów, zabawnych wypowiedzi dziecięcych i sytuacji z życia rodzinnego, które osobiście mam zwyczaj skrzętnie notować.
Przy okazji odsyłam do pokrewnego tekstu Świeżość dziecięcego języka, będącego recenzją książki I kto to papla. Nietypowy słownik dziecięcego języka.
Tymczasem teraz spośród zabawnych sytuacji związanych z moimi dziećmi, które wynotowałem w tym roku, wybrałem te w jakiś sposób odnoszące się do używania przez nie języka. Bohaterami są moi dwaj młodsi synowie: Piotruś (5 lat) i Dominik (3 lata).
21 lutego
Dominik (2,5 r.) to niezły jest. Gdy Ania nakłada mu obiad na talerz, to prawie zawsze mówi: „Dziękuję, mamo”. Gdy coś podaje starszemu rodzeństwu, to obowiązkowo z „Plosę” na ustach. Nie wiem, skąd się to najmłodsze dziecko takie kulturalne wzięło.
Ale najlepsze i tak jest jego śpiewne „Doblawidzenia”, gdy wychodzi z pokoju albo żegna babcię czy dziadzia. To skompilowane pożegnanie ma i tę zaletę, że można je stosować o każdej porze doby 😀
8 kwietnia
Gramy wczoraj z Piotrusiem w szachy na laptopie, Piotruś – fan szachów – się przygląda. W pewnym momencie stwierdzam:
– Mam pomysł!
Na to Piotruś stylem dzielnicowego Parysa z serialu „Alternatywy 4” (w sposobie mówienia też):
– Będziesz miał dobry pomysł – bedzie dobrze. Będziesz miał zły pomysł – nie bedzie dobrze.
20 kwietnia
Poniedziałek Wielkanocny. Idziemy przez cmentarz. Piotruś widzi duży drewniany krzyż i stwierdza:
– Tata, zobacz, Pan Jezus umrzęty.
27 czerwca
Piotruś: Tata, gdzie jest źródełko?
– Gdzie jest mydełko? – „powtarza” Dominik.
Po chwili.
Piotruś: Gdzie jest źródło?
– Gdzie jest pudło? – „powtarza” echo-młodszy brat.
29 czerwca
Domiś (niecałe 3 l.) zwraca uwagę Ani, że wylało jej się na krzesło trochę wody z parówek:
– Mokle, mokle! Ksesło mamy!
A potem komentuje:
– To nie wina, tylko wypadek.
5 lipca
Piotruś: Tata, a kiedy ja obczaję chodzenie do kościoła?
Ja: To znaczy? W jakim sensie obczaisz?
P: No, kiedy przestanę się nudzić, a zacznę się modlić…
Samoświadomość tego dziecka zawsze mnie zadziwia. I ogromna łatwość adaptowania słów w nowych kontekstach – gdy zadał pytanie, byłem pewien, że źle rozumie słowo „obczajać”. Jak się okazało: nic bardziej mylnego.
17 lipca
Domiś przychodzi codziennie po kilka razy do naszego płytkarza, który robi nam łazienkę, i pyta się go (zawsze tak samo):
– Co lobiś, pan? Płytki?
3 września
Dominik ma taki ciekawy styl, że jak o kogoś lub o coś pyta, to często dodaje na końcu przymiotnik. Np. pyta o brata w taki sposób:
– Gdzie jest Piotruś ładny?
Albo jeszcze lepiej:
– Gdzie jest Piotruś marzeń?
12 września
Domiś (3 l.) bawi się w pokoju koło Ani.
– Nie ma internetu – irytuje się Ania.
Domiś krzyczy do mnie przez cały dom:
– Tata! Nie widziałeś intelnetu mamy?!
2 października
Podaję wieczorem dzieciom syrop przeciwalergiczny, chłopcy siedzą koło siebie.
– Najpierw Niedźwiadek – mówię.
Dominik otwiera buzię, bo dla niego oczywiste, że Niedźwiadek to on (Niedźwiadek Do vel. Do-Miś). Nabieram drugą łyżeczkę dla Piotrka. Patrzy na mnie spode łba.
– Najpierw niech dziadek – mówi naburmuszony i zerka na Dominika. – Sam mówiłeś.
– Nie „niech dziadek”, tylko „Niedźwiadek”, ale on już dostał.
Piotruś już nie tylko naburmuszony, ale wręcz wściekły:
– No to jak nie dziadek to kto?! Kim on jest?!
– Niedźwiadek! Niedźwiedź! Miś! Niedźwiadek! – tłumaczę jeszcze raz, nie mając pojęcia, czy w końcu załapie. Dodam, że syrop dawno zażyty, bo to nie stanowiło żadnego problemu.
Załapał wreszcie, ale to wiele nie pomogło:
– A ja kim jestem?! Ja jestem nikim?! [tu w sensie: Czy do mnie nie mówisz żadnym przydomkiem?].
– Paweł Pomianek