Przed miesiącem opublikowałem pierwszy od dawna artykuł (Redaktor – po stronie autora), który dotyczył stricte mojej (i nie tylko mojej) pracy redakcyjnej. Jako że trochę już tych lat pracy nad książkami się nazbierało i wiele można się było przez ten okres nauczyć, chciałbym bardziej regularnie dzielić się refleksjami na ten temat.
Czasem – jak miesiąc temu – będą to dłuższe wpisy z refleksją ogólną. Innym razem – jak dzisiaj – konkretne sugestie, co mnie pomogło w pracy redakcyjnej, a może mogłoby przydać się również komuś innemu, zwłaszcza komuś, kto redaktorowaniem 😉 para się od niedawna. Napisałem w podtytule sugestie dla redaktorów, a nie porady, bo przyznam, że przynajmniej dla mnie nie ma nic bardziej irytującego niż poradniki i porady pisane wprost, czy powiedzmy wręcz narzucane czytelnikowi. Ja z ducha jestem wolnościowcem, a przy tym lubię wyważać otwarte drzwi 😉 (zdaje się, że w tej kwestii trochę jestem dzieckiem swoich czasów), więc jeśli z czegoś bym skorzystał, to jedynie z przekazywanych na podstawie własnych doświadczeń i nikomu nienarzucanych sugestii. I tego będę się trzymał. (Warto zadać pytanie, czy pierwsza część dzisiejszego tytułu na starcie tej idei nie zaprzecza 😉 – tłumaczę, że to ze względu na to, iż w tytułach cenię prostotę, konkretność i lakoniczność; i wyszukiwarki też je preferują).
Wizyta u lekarza… w lany poniedziałek
Do rzeczy. W pracy redakcyjnej warto korzystać z kalendarza i przynajmniej dla przykładu sprawdzać niektóre daty. Nie tak dawno zdarzyło mi się, że autorka wyznaczyła na dzień 13 kwietnia 2009 roku osiemnaste urodziny głównego bohatera. Przyszli kumple, wzięli jubilata i poszli na imprezę. Tymczasem dziewczyna jubilata udała się w tym dniu ze swoją mamą na długo planowaną wizytę u lekarza.
Sprawdziłem więc wskazaną datę w kalendarzu i oto okazało się, że… tego dnia był Poniedziałek Wielkanocny. W komentarzu napisałem więc autorce:
W 2009 roku 13 kwietnia to był lany poniedziałek. Czy dni w książce nie zgadzają się z dniami z prawdziwego kalendarza?
W tym miejscu wiążąca się z komentarzem ważna uwaga. Autor – przynajmniej w mojej opinii – w ramach licentia poetica może nie mieć zamiaru trzymać się faktów. W jego książce miasto może mieć inny układ niż naprawdę, ulice mogą mieć inne nazwy, mogą się w nim znajdować inne niż w rzeczywistości kluby czy restauracje. Autor może też mieć zamiar stworzyć sobie jakiś alternatywny kalendarz, zupełnie (albo częściowo) oderwany od tego prawdziwego. Zawsze więc musimy w takich sytuacjach dopytać, jaka jest jego wola (och, poszukiwanie woli autora to postulat, który powtarza się na każdych studiach edytorskich jak mantrę).
Tutaj jednak okazało się – tak jak się spodziewałem – że autorka wybrała tę datę zupełnie przypadkowo, a ustalenie wizyty u lekarza akurat na drugi dzień Wielkanocy było zwykłym niedopatrzeniem. Na szczęście nic nie stało na przeszkodzie, by po prostu zmienić datę osiemnastych urodzin bohatera.
Czy córka miała wrócić za trzy dni?
Inny przypadek, ze świeżo redagowanej książki opartej na faktach. Autorka wykazuje dużą dbałość o kwestię dat. I mamy taką sytuację: Jest 31 sierpnia 1949 r. Córka wyjeżdża do pracy z Elbląga do Gdańska i gdy pociąg już rusza, matka woła za nią:
– Napisz jak najszybciej.
A ona odkrzykuje:
– Przyjadę w sobotę.
Kontekst jest taki, że kobiety klepią biedę, młodsza z bohaterek od kilku miesięcy nie pracowała (dlatego właśnie wyjeżdża, że w Gdańsku wreszcie pracę znalazła). Matka liczy tylko na list, tymczasem córka odkrzykuje, że przyjedzie w sobotę. W mojej głowie rodzi się więc naturalnie skojarzenie: za ile dni była sobota? Sprawdzam w kalendarzu na rok ’49 i okazuje się, że 31 sierpnia była środa, a więc sobota wypadała 3 września. Czy to możliwe, że córka planowała odwiedziny w domu już za trzy dni? Napisałem więc do autorki komentarz z sugestią:
Sobota była za trzy dni, 3 września 1949 r. Bohaterka naprawdę miała przyjechać tak szybko? Może chodziło o „przyszłą”/ „następną” sobotą?
Tu w głowie Czytelnika (redaktora?) może zrodzić się pytanie, skąd wziąć kalendarz takich starych czasów. Oczywiście są one dostępne w sieci. Sam korzystam z solidnego, przejrzystego, łatwego w użytkowaniu kalendarza na stronie https://www.kalbi.pl/kalendarz.
Naprawdę w naszej pracy warto od czasu do czasu po kalendarz sięgać. Nie tylko po to, by umówić datę zakończenia pracy nad książką.
– Paweł Pomianek
Bardzo fajny wpis 🙂 – bo ja na takie drobiazgi zwracam uwagę, nawet ostatnio we wspólnym projekcie z koleżanką, sprawdzałyśmy w jakiej fazie był księżyc danego dnia (nocy), godziny zachodów słońca itp. Nie zdobyłyśmy się jednak na sprawdzanie, jaka była pogoda w dniach, które opisywałyśmy 🙂