Trudno znaleźć piękniejszy moment w wychowaniu dziecka od tego, gdy uczy się ono mówić, garściami powtarza nowe słowa i konstrukcje, codziennie zaskakuje czymś nowym, z zaangażowaniem kształtuje swój język. Od kilku tygodni na tym etapie jest nasz dwuletni syn Piotruś.
W przypadku najstarszej córki ten czas przypadł zdecydowanie wcześniej. (Zob. „Mee dam n’ma” – czyli Juleczka uczy się ojczystego języka). Ale to norma. Liczne rozmowy z naszymi przyjaciółmi i znajomymi, przyglądanie się również ich dzieciom pokazują jednoznacznie, że nauka mowy u dziewczynek przebiega praktycznie zawsze znacznie szybciej. Zapewne są tu wyjątki, ale jednak bardzo rzadkie.
Wracając do Piotrka, ostatnio stale czymś zaskakuje. A to znajomością jakiegoś słowa, którego w danym momencie nikt nie użył, a to jakąś nową konstrukcją zdaniową. Próby tworzenia pierwszych zdań są rzeczywiście bardzo ciekawe. Wyrazy pozostają zazwyczaj nieodmienione, ale są już logicznie, rozmyślnie ułożone. Ostatnio wrócił do domu i zaskoczył mnie okrzykiem: Ja baba jazu (chodziło mu o to, żeby iść bezpośrednio do mieszkania babci bez konieczności przebrania się w domu) – choć nigdy wcześniej nie używał wyrażenia „od razu” (jazu).
Charakterystyczne dla mowy naszego syna jest to, że wiele różnych liter początkowych zmienia się u niego w inicjalne j.
Lody – jody
Od razu – jazu
Gaz – jaź
Jeszcze raz – jaz (jak widać, pewnych rzeczy trzeba domyślać się z kontekstu)
nie da rady – nie jady
Ale i tak wszystko na głowę bije ciocia Benia, której imię po Piotrkowemu brzmi… Jeba.
Niektóre wyrażenia otrzymują też szersze znaczenia niż normalnie. Na przykład a dół znaczy na dół lub na górę (w każdym razie po schodach).
Bardzo ciekawą tendencją, też jak się wydaje dość charakterystyczną dla chłopców, jest przy skracaniu fonetycznym wyrazów wypowiadanie ich końcówek, a nie początków, np.:
mecz – eć
ulica – ica
wilk – ilk
Marysia – Isia
Dla przykładu, gdy Jula uczyła się mówić, wypowiadała raczej początki wyrazów. U Julki mecz brzmiał me, u Piotrka mecz brzmi eć.
Najsympatyczniejsze w tym okresie jest to, iż każdego dnia rano człowiek może być pewien, że Piotruś czymś nowym zaskoczy, że podejmie próbę wypowiedzenia nowych wyrazów – może coś po nas powtórzy, a może powie coś, co usłyszał kilka dni temu (to jest dopiero zdziwienie!).
Dawno nie pisałem o mowie dzieci, ale skoro już przy tym jesteśmy, to i Julia ostatnio sprawiła nam radość. Kilka dni temu po raz pierwszy podpisała się sama bez dyktowania po literce. Podpis na odwrocie rysunku przygotowanego dla babci pozwoliłem sobie uwiecznić, by na koniec z radością go zaprezentować.
Cóż… jedni uczą się mówić, inni pisać, a jeszcze inni uczą się poprawnej polszczyzny – i tak się świat kręci :-). Bo z etapu nauki chyba wyrosnąć nie można. Zawsze znajdzie się coś do nauczenia…
Paweł Pomianek
Zobacz inne wpisy na temat języka dzieci: tutaj.
Pawle, śledzę Twojego bloga uważnie i nawet ma on swoje honorowe miejsce na moim lewym marginesie. Fajnie jest nagle poczytać o „ludzkiej stronie” Językowych Dylematów.
Mam córkę ośmioletnią, dwujęzyczną. Pracowicie odkrywamy razem coraz to nowe zakamarki polskiej gramatyki. Mozolna to praca, ale czasem trafi się perełka.
Mam też syna, który póki co tylko gaworzy (skończył roczek chwilę temu), ale zaraz wejdzie w etap Twojego Piotrusia. Będzie ciekawie.
Pozdrawiam.
P.
Super! Bardzo dziękuję za ten komentarz i życzę wielu radości z wychowania i relacji z dziećmi. Nie tylko w aspektach dotyczących języka :-).
Takim zakamarkiem polskiej gramatyki jest rząd czasowników (=rekcja). W przypadku czasownika „śledzić” należy stosować biernik. Pani zastosowała dopełniacz. Bardzo łatwo sprawdzić rekcję danego czasownika – można zadać jedno z następujących pytań:
kogo, czego, czyj, skąd -> dopełniacz
kogo, co -> biernik
Więcej na temat czasownika można poczytać na stronie:
http://pl.wiktionary.org/wiki/Aneks:J%C4%99zyk_polski_-_czasowniki
Pozdrawiam
M.