Uczenie dziecka poprawnego języka doskonale pokazuje, jak trudna jest polszczyzna. Rozmowa, którą odbyłem ostatnio z moją dwuipółletnią córką, dobrze to unaocznia.
Jednym z podopiecznych mojej Żony na warsztatach terapii zajęciowej jest niejaki pan Dulęba, o którego (obok innych osób) Julia ma codziennie zwyczaj wypytywać. Pan Dulęba stał się również jednym z bohaterów Julkowych zabaw. Ostatnio, mówiąc o nim, użyła formy miejscownika „o panu Dulębu”, co było powodem naszej dyskusji.
– Dulębie – poprawiłem. Widząc pytający wzrok mojej córki, wyjaśniłem: – Mówi się: Dulębie.
– O panie Dulębie – poprawiła się intuicyjnie Julia, powtarzając całe wyrażenie.
– Nie, Juleczko. O panu Dulębie. Powtórz ładnie.
– O panu Dulębie – powiedziała tym razem poprawnie, choć nie bez widocznego trudu.
No właśnie. Warto zauważyć, że dziecko używa form deklinacyjnych w sposób intuicyjny i bardzo logiczny. Gdy poprosiłem o poprawienie jednego z wyrazów, również drugi został dostosowany do podobnego systemu deklinacyjnego. Niestety, samych podtypów deklinacji rzeczownikowej (nie wspominając o przymiotnikowej, zaimkowej i liczebnikowej) dla liczby pojedynczej mamy w języku polskim siedemnaście (sic!).
Komentując powyższą wypowiedź dziecka, można by jeszcze zażartować, że – korzystając z intuicyjnego systemu odmiany – Julia musiała się zdziwić, co to za facet, co się mu nazwisko jak kobiecie odmienia. Niestety, mityczna postać pana Dulęby nie jest w tym względzie szczególnym wyjątkiem.
Nauka mowy przebiega intuicyjnie i takie rzeczy z czasem się przezwycięży. Ale wszystkich wątpliwości co do poprawności językowej konkretnych zwrotów nie uda nam się wyeliminować z naszego życia nigdy. Dobrze ukierunkowane, odpowiednio prowadzone dziecko podejmuje namysł nad językiem. U Julki widać to najlepiej, gdy pyta nieraz: „Jak to powiedziałam, jak się pomyliłam?”. Życzę, by każdemu taka postawa chęci poszerzania swoich językowych kompetencji towarzyszyła. A kiedy tak będzie… zapraszamy do zaglądania do nas.
Paweł Pomianek