W rozmowie z Pawłem Pomiankiem o swojej rozpoczętej niedawno działalności redakcyjnej, głównych zainteresowaniach na polu językoznawczym, fascynacji językiem czeskim i współpracy ze środowiskami monarchistycznymi opowiada doskonale znany stałym Czytelnikom Językowych Dylematów Tomasz Powyszyński.
Paweł Pomianek: Niedawno ruszyłeś z nowym projektem – Edytom.pl. Czy mógłbyś przybliżyć naszym Czytelnikom, na czym on polega?
Tomasz Powyszyński: Polega głównie na tym, że postanowiłem założyć firmę. Edytom.pl to strona z podstawowymi informacjami o niej. Można tam też znaleźć link prowadzący na mój blog, na którym piszę o języku. Zachęcam więc do śledzenia (można polubić na Facebooku), jeżeli kogoś ciekawi, co mam do powiedzenia.
– Jakie usługi dokładnie świadczysz? Co można u Ciebie zamówić? Jak się z Tobą skontaktować?
– Oferuję korektę językową i redakcję tekstów. I chodzi tu o niemal wszystkie rodzaje tekstów, od książek poprzez prace dyplomowe do tekstów reklamowych. Oprócz tego przepisuję teksty i piszę artykuły na zamówienie. Kontakt najlepszy z możliwych to e-mail: tpowyszynski@outlook.com lub telefon: 692 169 916. W przyszłości chciałbym także zająć się wydawaniem. Jeszcze nie zdradzę, co chciałbym wydawać, bo realizacja planu jest na razie w początkowej fazie i wiele może się zmienić.
– Edytom to ciekawa nazwa. Łączy to, co robisz, z Twoim imieniem. A ja sobie żartuje, że ponadto działalność jest dedykowana wszystkim Edytom. Czy panie o tym imieniu będą mieć u ciebie zniżkę? Skąd ten także językowo ciekawy pomysł?
– Jeżeli zgłosi się jakaś pani o takim imieniu i powoła się na ten wywiad, to czemu nie. Oczywiście wymagany będzie zeskanowany dowód osobisty, ewentualnie jego zdjęcie (śmiech). A pomysł powstał w mojej głowie od razu, gdy podjąłem decyzję o zakładaniu firmy. Na początku nazwa miała jednak brzmieć: Editom, ale po zastanowieniu doszedłem do wniosku, że skoro moja firma ma dbać o poprawną polszczyznę, to dobrze będzie, jeżeli jej nazwa będzie jak najbardziej polska. Tak powstała nazwa Edytom.
– Czytelnicy Językowych Dylematów znają Cię jako pasjonata i miłośnika naszego języka w ogóle. Gdybyś miał jednak wskazać jeden, dwa tematy w ramach językoznawstwa, którymi pasjonujesz się najbardziej, w których czujesz się specjalistą, to byłoby to…
– Gdybym został przyparty do muru i musiał wskazać jakiś bardziej szczegółowy temat, to myślę, że ciekawe są – z punktu widzenia pasjonatów języka polskiego żyjących teraz – wszelkie nowe formy tekstów związane z internetem lub nowoczesnymi technologiami. Mówię tu o blogach, e-mailach, SMS-ach itp. Nie czuję się tu jakimś specjalistą, ale ciekawią mnie te sprawy. Praktycznie wszyscy posługujemy się wymienionymi narzędziami. Myślę więc, że to bardzo interesujące, że mamy okazję widzieć na własne oczy, jak krzepną pewne zasady obowiązujące przy tworzeniu takich tekstów. Często przecież nie są one jeszcze jasno określone. Internet ma zresztą to do siebie, że tutaj postęp jest błyskawiczny i wszelkie zmiany są dość łatwo zauważalne. To jest bardzo ciekawe – obserwowanie, jak w tym chaosie kształtują się zasady, zwyczaje, czyli tzw. uzus językowy, i wpływ, który my także na to mamy. A z racji tego, że sam piszę np. opowiadania, bardzo interesujące wydają mi się także techniczne kwestie związane z pisaniem właśnie prozy. Okazuje się, że sam układ tekstu, czyli podział na akapity, nie jest wcale prostą sprawą. Tak samo dialogi, o które czasem pytają czytelnicy Językowych Dylematów.
– Ciekawą sprawą jest Twoja znajomość języka czeskiego. Skąd ona się wzięła? Jakie usługi na bazie języka czeskiego, tłumaczeń, jesteś w stanie wykonywać?
– Fascynacja językiem czeskim pojawiła się przypadkowo. Kilkanaście lat temu zacząłem interesować się hokejem na lodzie. Od razu – dzięki Patrikowi Eliášowi, mojemu ulubionemu hokeiście – polubiłem reprezentację Czech. Jako że mieszkam na południu Polski, mogłem wtedy oglądać mecze tej drużyny, ponieważ odbierałem bez problemów czeską telewizję. I tak rozpoczęła się moja przygoda z językiem czeskim – poprzez czeskich komentatorów hokeja. Na początku ten język wydawał mi się śmieszny, jak pewnie większości z nas, ale im dłużej się osłuchiwałem, tym bardziej zaczynał mi się podobać. Potem pojawiła się muzyka czeska – szczególnie w wykonaniu bardzo popularnego w Polsce Jaromíra Nohavicy. Teraz staram się nauczyć czeskiego. Tłumaczenia chyba jeszcze długo nie będą wchodziły w grę, ale jako ciekawostkę mogę powiedzieć, że napisałem już pierwsze opowiadanie w języku czeskim. Można je znaleźć na moim blogu.
– Z referencji, które można przeczytać na Twojej stronie, najbardziej zainteresowały mnie – głównie ze względu na sympatię wobec tych środowisk – referencje od monarchistów. I to od liderów obu nurtów: KZM i OMP. Od dawna współpracujesz z tymi środowiskami? Jak ta współpraca się rozpoczęła? W jakim zakresie się odbywa? Czy łączą Cię z nimi także kwestie światopoglądowe?
– Współpracować z tymi środowiskami zacząłem, ponieważ chciałem jako korektor zdobyć praktykę. Pomyślałem sobie, że mogę połączyć zdobywanie praktyki z robieniem czegoś dobrego dla środowisk, które także ja darzę sympatią. I to spowodowało, że napisałem najpierw do KZM, a po kilku miesiącach do OMP, proponując, że od czasu do czasu mogę poprawić jakiś tekst. Obecnie ściślej współpracuję jedynie z OMP, jednak już nie jako zwykły korektor-praktykant, ale szef działu korekty językowej oraz członek Organizacji Monarchistów Polskich. Korzystając z okazji, chciałbym też zaprosić korektorów i tłumaczy – nawet początkujących, bez doświadczenia – do współpracy. Jeżeli ktoś chciałby zrobić coś dla idei, społecznie, i w jakiś sposób utożsamia się z tymi środowiskami, to serdecznie zapraszam.
– Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia w Twoich działaniach.