Kilka dni temu Ania zadała nam następujące pytanie:
Skąd formy ‘Jedziemy na Ukrainę/ na Litwę/ na Węgry”, a „Jedziemy do Niemiec, do Francji, do Włoch?” Czy pierwsze formy są w ogóle poprawne? Dlaczego w przypadku niektórych państw i miejsc używamy słówka na, a w innych do?
Na początek krótka odpowiedź na pytanie, czy formy na Ukrainę, na Litwę, na Węgry są poprawne. Oczywiście tak, są to formy poprawne. Dodamy tylko, że w przypadku Litwy można użyć również formy do Litwy, choć występuje ona rzadko.
Teraz kwestia poważniejsza: skąd to zróżnicowanie? Obawiam się, że odpowiedź może Panią nieco zawieść. Otóż o tym zróżnicowaniu decyduje po prostu coś, co nazwalibyśmy… przyzwyczajeniem językowym. Po prostu takie formy, ze względu przede wszystkim na częstotliwość używania, weszły do języka i się w nim zadomowiły. To jest podobnie jak z niektórymi końcówkami fleksyjnymi. Dla przykładu: M: autobus, bus, ale D: autobusu, busa i znowu C: autobusowi, busowi i do końca już (z wyjątkiem jeszcze biernika) identycznie. I nie ma tutaj innego wyjaśnienia, jak po prostu upowszechnienie się takich form.
No dobrze, ale dociekliwy obserwator i użytkownik języka polskiego będzie jednak szukał jakichś racjonalnych motywacji, przesłanek. I tutaj trzeba by się odwołać do pewnych ogólnych zasad dotyczących użycia przyimków do i na.
Na występuje zasadniczo przy nazwach części składowych terytoriów oraz przy nazwach wysp i półwyspów (np. na Cypr). Z kolei do przy nazwach państw, miejscowości, jednostek administracyjnych czy topograficznych pojmowanych jako samodzielne całości (np. do Francji).
Z założenia więc powinniśmy mówić, że jedziemy do jakiegoś państwa. Skąd więc wymienione formy: na Ukrainę, na Litwę, na Węgry? Niektórzy starają się tutaj odwoływać właśnie do tego, że państwa, wobec których używamy obecnie formy na, nie stanowiły kiedyś odrębnych całości, ale były częścią innych terytoriów, np. Węgry – częścią Cesarstwa Austro-Węgierskiego, Słowacja – częścią Czechosłowacji, Ukraina – częścią Cesarstwa Rosyjskiego itp. Ale – dodają zwolennicy tej teorii – użycie przyimka na dotyczy jedynie tych krajów, które znajdują się blisko nas i ich nazwy były częściej używane. Dlatego np. nie mówi się na Słowenię, tylko do Słowenii.
Tę argumentację należy jednak traktować jedynie jako pomocniczą. Zawsze można znaleźć jakieś wyjątki. Kluczowe jest przyzwyczajenie językowe nie zawsze mające racjonalne uzasadnienie.
Paweł Pomianek, Katarzyna Olszewska
„na”, „w” – co dotyczy Ukrainy, Białorusi, Litwy, Łotwy i Węgier – ta kwestja nie jest taka jednoznaczna, a tym bardziej oczywista! wyjaśnienie i zajęcie w tej sprawie zasadniczej pozycji przez grono odpowiedzialnych polskich filologów i jako skutek, oficjalnej pozycji Polski, jest rzeczą konieczną. sprawa „na dzisiaj” jest bardzo poważna, powien podbramkowa. chodzi o dobro wspólne, szczególnie o stosunki polsko-ukraińskie, -litewskie, -białoruskie. potrzebuję jeszcze odrobinę czasu, aby to uformować w wymiarze słownym, z modlitwą i błogosławieństwem, ks. J. Zimiński, mic
Mówię tylko w Ukrainie z powodu rosyjskiej agresji.
Co tradycja języka polskiego ma wspólnego z rosyjską agresją?
Idiotyczna poprawność polityczna zalewa wszystkie aspekty życia język nie jest wyjątkiem.
To mówisz źle ponieważ „w” nie ma żadnego związku frazeologicznego z jakąkolwiek agresją. Mówisz tak ponieważ mając miękki umysł automatycznie poddałeś się jankeskiemu dogmatowi narzuconemu Polsce w której przedrostek „in” występuje.
Zapewne Putin odpuści, kiedy dowie się, że zacząłeś mówić „w”, nie „na”, a jeśli dowie się, że nie jesteś jedyny, który podjął decyzję o takiej działalności wywrotowej, to pewnikiem popełni samobójstwo.
Domyślam się też, że z pierogów ruskich, przerzuciłeś się na ukraińskie?
I bardzo poprawną decyzję podjąłeś – zgodną z decyzją Rady Językowej. Tak właśnie wbrew niektórym tu piszącym putlerowkim czopkom, zgodnie z zaleceniem tej Rady. obie formy i „do” i 'W” są poprawne. Ze wskazaniem jednak na formę W jako oczekiwaną i pożądaną w oficjalnych pismach i wypowiedziach. A to ze względu na właśnie (i to do jełopów – putlerowskich) agresję roZZjji w Ukrainie. Wątpiących w to że masz rację (jełopów putlerowskich) odsyłam do Rady Języka w tej kwestii (w kwestii poparacia dla putlera – do psychiatry)
Gdybyś mógł tak w prostych słowach wyjaśnić, co ma wspólnego poparcie/nie popieranie danego polityka z używaniem takiej czy innej formy w języku?
Mnie akurat kompletnie nie interesują przywódcy jakichkolwiek państw, tudzież jakiekolwiek państwa i wojny lub prztyjaźnie między nimi – informuję, gdyby przyszło ci do głowy wmawiać mi poparcie dla kogokolwiek. Zwyczajnie śmiechu warta jest dla mnie ta – na siłę – „poprawność wspierająca”, bo ciekawe, czy gdyby Ukrainę zaatakowały Chiny, to by się nagle okazało, że kapusta już nie jest pekińska.
I będę wdzięczna, jeśli uszanujesz, że nie mam ochoty dostosowywać się do tego, co jest narzucane tym, którzy najwyraźniej nie są w stanie mieć własnego zdania.
A przed wyzwiskami się pohamuj, bo jesteś na kulturalnym blogu, a nie w spelunie podrzędnej kategorii.
Co jest złego w solidarności z napadniętym? A co dobrego w postępowaniu zgodnym z własnym zdaniem w kwestiach językowych? Czy stosujesz własną ortografię, dlatego że masz własne zdanie? Jeśli tak, to ten blog nie jest dla Ciebie, bo tu raczej szuka się norm i propaguje zgodność z nimi. Poprawność językowa wyjątkowo tylko dopuszcza indywidualizmy. Akurat wybór jednej z dwóch dozwolonych przez RJP form (w/na Ukrainie) jest takim indywidualizmem, w którym możemy zaprezentować się w taki sposób, jaki nam odpowiada. Ja wybieram uśmiech w stronę ofiar, a nie agresora. Odżegnywanie się od zainteresowania polityką i wojną jest tyleż dziecinne, co żałosne, bo polityka interesuje się Tobą, żyje z nas (z Ciebie też), a wojna uderza w każdego. Ta w Ukrainie grozi głodem Murzynom w Środkowej Afryce, psuje klimat całej planety i zmienia warunki bytowe miliarderów i pariasów. Nasze zmieniła w sposób zatrważający.
Dotąd dobrym zwyczajem jezykowychdylematów było nieumieszczanie deklaracji politycznych. Czy coś się zmieniło, Panie Pawle?
Nieumieszczanie w sensie cenzurowania? Nie, one się po prostu szczęśliwie nie pojawiały. Nie było potrzeby ich niepublikowania. Nie wypowiadam się w tej dyskusji, nie patrzę na nią z entuzjazmem, przeciwnie – raczej z niechęcią. Ale wydaje mi się, że mimo wszystko dyskusja toczy się na szczęście ciągle wokół spraw językowych, nawet jeśli temat jest gorący politycznie, a to niestety powoduje niesnaski między dyskutującymi. Znam ten temat także oczywiście z innych miejsc, uważam, że obie strony potrafią przedstawić rzeczowe argumenty za swoją opcją (w ogóle, niekoniecznie w tej dyskusji). Gdy tutaj zaczną to być czyste ataki ad personam, wówczas nie będą publikowane.
Gdybyś mógł mi wskazać, gdzie zadeklarowałam używanie języka według własnej ortografii (czy też innych reguł)? Stwierdziłam tylko, że skoro obie formy są poprawne, to nie widzę powodu, żeby używać tej, a nie innej, bo taka jest poprawność polityczna.
To, że polityka żyje ze mnie, interesuje się mną, czy też wprost przeciwnie, również nie jest dla mnie przymusem do tego, żebym żyła z polityki lub się nią interesowała. Dziecinne jest oczekiwanie od kogoś, że będzie zachowywał się tak jak inni. Pozwól więc, że sama zdecyduję czym się będe interesować, a czym nie. Obecnie interesuje mnie poprawne używanie języka, na przykład. A do komentarza odniosłam się na zasadzie zwykłego odruchu emocjonalnego (zaraz zappewne otrzymam wyczerpujący wykład na temat emocjonalności i co mi w tym zakresie wolno, a co nie).
Pomijając, że mój komentarz nie był skierowany do Ciebie, dziękuję za poświęcony czas i wyczerpującą instrukcję, jak żyć.
Drogi „uważny!” Zgadzam się 100%. Aczkolwiek pozwolę sobie zauważyć że pisząc o Afryce posługujesz się słowem na M. Czyżbyś nie słyszał o kampanii „don’t call me murzyn?” Tak samo jak nie wypada w czasach obecnych mówić „na Ukrainę” to i nie wypada posługiwać się słowem na M. Ja zatem wybieram uśmiech w kierunku osób czarnoskórych, dla których słowo na M ma charakter pejoratywny.
Tu znajdzie Pani dyskusję na wysokim (językoznawczo rzecz biorąc) szczeblu na temat „Murzyna”. Należy przed poniższym linkiem wpisać BEZ SPACJI [h t t p s : / /]
sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Klopotliwy-Murzyn;17473.html
Taka kombinacja jest niezbędna, bo normalne linki przez to forum nie przechodzą.
Zauważyłem ten sam zwyczaj przy określaniu lokacji, np. „Buda leży na Węgrzech, ale Marsylia leży we Francji”.
🙂 wszystko jak zwykle elegancko wytłumaczone. Pozdrawiam
Kamil
Na mówimy na terytoria kiedyś zależne od Polski a do na terytoria które nie były pod naszym butem. 😉
Oczywiście Twoim zdaniem Cypr był pod naszym butem. Ja na Cyprze nie byłem, ale Ty na wycieczce mogłeś być wtedy maiłeś go pod butem:)
Cypr jest terytorium (w tym przypadku wyspą), a nie państwem. Dlatego „na”, tak jak NA Madagaskar, NA Mazury, W Andy, NAD Bałtyk. Ale DO Kowalskich, DO Anglii, DO Saksonii, DO Utah (państwa obecne i jednostki organizacyjne, samorządowe).
A co do „buta”, to przed 1914 rokiem w Wielkopolsce mówiono o podróżowaniu „NA rzeszę niemiecką”(patrz ciekawostka 54,3), z czego wynika: primo, że nie chodzi o podległość Polsce, a (w tym przypadku) przeciwnie (raczej jednak świadczy to o jednym państwie, ale różnych krainach, regionach); secundo, że sprawa się zmienia w zależności od aktualnego statusu, o czym świadczy również pisownia od małych liter. Kiedyś jeżdżono „DO Kleciny”, a dziś „NA Klecinę” (kiedyś wioska, dziś dzielnica Wrocławia). Ta ostatnia obserwacja pochodzi od prof. Miodka i w jej kontekście dziwi, że wciąż mówimy NA Ukrainę, NA Litwę, choć powinniśmy to zmienić. My, to znaczy uzus, nie językoznawcy. I to się szybko zmieni.
Wszytko ładnie i pięknie tyle że Cypr akurat jest państwem – niepodległość od Wlk Brytanii w 1960 i Madagaskar tez – niepodlegly od 1960 od Francji. Wiec moze DO Cypru i DO Madagaskaru. Chyba ze pańswtwa-wyspy sie nie liczą, bo lecę czy wybieram się NA wyspe a nie DO wyspy.
Ma Mazowszu, na Podhalu i ma Mazurach, ale w Wielkopolsce …. hm ciekawe
jak sie pisze kwiecień w skrcie?
IV 😉
Zapytanie do RJP i odpowiedź (z 2005 r.):
„[…] Jak powinny w języku polskim brzmieć skróty nazw miesięcy? Skróty te są użyte w niektórych formatach daty w oprogramowaniu komputerowym. Biorąc pod uwagę autorytet i znaczenie konsorcjum Unicode, myślę, że wkrótce wszyscy producenci oprogramowania będą korzystali z danych na tej stronie www. W obecnej wersji wyglądają następująco: st, lut, mrz, kw, maj, cz, lip, sier, wrz, paź, lis, gr”
Odpowiedział – w imieniu KOO – dr T. Karpowicz:
Członkowie Komisji Ortograficzno-Onomastycznej […] zaproponowali cztery warianty zapisu skrótów nazw miesięcy. Trudno tu o jedno rozwiązanie, gdyż polskie nazwy miesięcy są bardzo niejednorodne: luty odmienia się inaczej niż reszta, bo według deklinacji przymiotnikowej; z kolei nazwę maj trudno w ogóle skrócić. Każde z podanych rozwiązań nie odnosi się do języka ogólnego, gdyż w ten czy inny sposób pozostaje w sprzeczności z regułami tworzenia skrótów. Może jednak znaleźć zastosowanie specjalistyczne.
[…]
a) s-ń, l-y, m-c, k-ń, m-j, c-c, l-c, si-ń, w-ń, p-k, l-d, g-ń;
b) st., lt., mrz., kw., mj., czrw., lp., sp., wrz., prn., lst., gr.;
c) stń, ly, mrz, kń, mj, czc, lc, sń, wń, pk, ld, gń;
d) STY, LUT, MAR, KWI, MAJ, CZE, LIP, SIE, WRZ, PAŹ (lub PAZ), LIS, GRU.
Mysle ze wariant d) jest niezly – podobny system jest uzywany w NATO: Jan, Feb, Mar, Apr, May, Jun Jul, Aug, Sep, Oct, Nov, Dec. Tom C.
No ok ale jeśli mówię ze jadę na Francję a nie do Francji czy to jest ogólno błąd czy nie bo mam z tym problem dziękuję.
Nie jest to błąd, jeśli jedzie Pan na misję wojskową zdobyć Francję 🙂 – wtedy jedzie Pan na Francję. W innym wypadku jest to błąd językowy.
Ale przecież jadąc można się kierować na Francję, czyż nie?
Oczywiście, ale to jednak już zupełnie inna forma. Kierować można się… na wszystko.
Hm… dużo się zastanawiałem nad tym dylematem (do czy na).
Nie szukałem specjalnie źródeł odnośnie tego tematu, ale coś mi przyszło na myśl w związku z tym, że już ćwierć wieku przebywam w Niemczech.
Wiem w międzyczasie o całym mrowiu (w naszej mowie) zapożyczeń z języka niemieckiego- żeby wymienić te doskonale znane każdemu Polakowi: kartofel (od Kartoffel), hebel (od Hebel), kumpel (od Kumpel) czy majsterstyk (od Meisterstück).
Nie każdy sobie sprawę, że w naszej mowie funkcjonują obecnie ( i ją wzbogacają) setki germanizmów. Kto np. wie dzisiaj, że czasownik zapeszać pochodzi od zapożyczenia niemieckiego?
Myślę, (moje przypuszczenie), że głównie – acz nie tylko- okres rozbiorów Polski był „winien” niezaplanowego wzbogacenia naszej mowy. I to oczywiśnie nie tylko w germanizmy (przykładowo pod rosyjską administracją „połknęliśmy” naturalnie całe mnóstwo rusycyzmów).
I vice versa: niemiecka mowa na przestrzeni wspólnych dziejów wzbogacona została w polonizmy: Grenze (od granica), Säbel ( od szabla), Gurke (od ogórek) itd.
Osobiście uważam to zjawisko za pozytywne dla każdego języka.
Podejrzewam nawet, że obcojęzyczne zapożyczenia stały się stymulatorem dla poligloty i geniusza lingwistycznego Ludwika Zamenhofa do stworzenia podwalin pod uniwersalny język esperanto.
Ale wracając do „na-do”.
Przyznaję, że w rozmowach ze znajomymi, mówiąc o wizycie u syna w Azji, informuję, iż lecę na Taiwan, bo mi do Taiwanu jakoś nie pasuje…
I teraz sedno moich przemyśleń.
Niemiec mówi: ich fahre nach Polen, ich reise nach Spanien, ich fliege nach Australien- jadę do Polski, wyruszam w podróż do Hiszpanii, lecę do Australii.
Zastanawiam się czy „na” nie stało się potomkiem niemieckiego „nach”.
Z pozdrowieniem dla wszystkich wielbicieli naszego pięknego języka (aczkolwiek- aby pozostać kosmopolitą, za jakiego się uważam- niekoniecznie piękniejszego od innych)
Christoph ( germanizm od Krzysztof)
Krzysztof (polonizm od Christoph)
Dzień dobry
Jak powinno się mówić wpoprawnie. W meczu finałowym nie będzie Węgier czy Węgrów?
Można użyć obu form: nie będzie Węgier – to znaczy reprezentacji tego kraju; nie będzie Węgrów – reprezentantów tego kraju.
W zasadzie każda kombinacja opisana przez przedmówców całkiem dobrze się spisuje.
Nie mamy na szczęście nieskończonej ilości Państw. Tak na szybko zauważam, że faktycznie stosujemy formę „na” zamiast „w, do” w stosunku do Państw, które były niegdyś „komuś” podległe. Robimy to samo w stosunku do regionów. Ale co ciekawe czynimy to tylko w stosunku do obszarów geograficznie nam bliższym. Choć mówimy też na Syberii.. to jednak dzieje się to w Rosji (już nam bliższej). Poboczny wątek to ten dotyczący wszelkich wysp. Tu zawsze „na”. Czyżby znów z założenia kwestia zależności.
Ukraińcy nas poprawiają i to właśnie od nich, no bardziej przez pewną Rosjankę, dowiaduję się o to, że forma „na” to taka oznaka braku szacunku! Hah… tak właśnie w języku rosyjskim się dzieje. Czy wyjątkiem są tu Węgry, które o sobie mówią w tej formie? Hmm czy to nie kwestia ich naleciałości??? Pozdrawiam.
Proszę zauważyć, że problem „na” i „do” dotyczy w naszym przypadku tylko państw europejskich! Na innych kontynentach wszędzie (poza wyspami) jedziemy DO danego państwa. Stąd interpretacja, że dotyczy to terenów niegdyś podległych i stosunkowo nam bliskich geograficznie, wydaje się najwłaściwsza.
Całą tę teoryjkę o używaniu „na” w stosunku do krajów niegdyś podległych można o „kant d..y potłuc”. Mówi się „na Węgry” i „na Węgrzech” a nie „do Węgier” i „w Węgrzech” (w tym ostatnim przypadku możnaby sobie połamać język), chociaż Węgry nigdy do Polski nie należały. To że były częścią Cesarstwa Austriackiego, też nie ma tutaj żadnego znaczenia ponieważ „na Węgry” i „na Węgrzech” funkcjonowało w polszczyźnie zanim ten kraj stał się częścią monarchii Habsburgów. Co więcej, Czechy też były częścią Cesarstwa Austriackiego, od XVII w. całkowicie pozbawionym jakiejkolwiek podmiotowości politycznej (w przeciwieństwie do Węgier), ale mówimy „do Czech” a nie „na Czechy” oraz „w Czechach” a nie „na Czechach”. Skąd zatem wziął się ten „problem” językowy? Wziął się z kompleksów – głównie ukraińskich. Mentalność Ukraińców jest taka, że we wszystkim dopatrują się złych intencji i chęci poniżenia ich. Dlatego uważają, że „Lachy”, „polskie pany” używają tego nieszczęsnego „na” pogardliwie, przez wrodzoną „lacką” perfidię, żeby poniżyć i obrazić naród ukraiński. Jednak nie ma powodów, żebyśmy dostosowywali nasz język do czyjegoś podszytego kompleksami „widzimisię”
W sedno.
Brawo!
W języku rosyjskim mówi się na Ukrainie, ale i na Rusi, jako historycznym państwie.
Jednakże w innych językach poza Ukrainą, funkcjonuje jeszcze kombinacja „na Słowacji”.
Zmiana jedynie jednej takiej formy bez zmiany innych wydaje się całkowicie bezzasadna i podążająca za dzisiejszymi polit‐poprawnymi trendami. Kiedyś obywało się o Eskimosów i Lapończyków, teraz o Ukrainę. A kto wie co sobie ludzie potem ubzdurają?
Rysująca się tendencja do zastąpienia „na Ukrainie” i „na Słowacji” przyimkami „w” jest oczywiście spowodowana polityką, ale nie w sensie, jaki jej Pan (z odrazą) przypisuje. Otóż zmiana stała się językowo istotna z chwilą powstania państw (niezależnych podmiotów politycznych) „Słowacja” i „Ukraina”. Podobna sprawa jest (będzie) z Węgrami. Przykład Rusi nie ma tu zastosowania, bowiem Ruś nie egzystowała jako państwo w rozumieniu współczesnym. Gdy ono powstało, przybrało nazwę Rosja. Tytuł „Car Wszechrusi” jawnie oznaczał wielość Rusi i Iwan Groźny tytułem tym zapoczątkował jedną Rosję jako państwo centralnie zarządzane. Zawsze i dziś Ruś była i jest krainą niedookreśloną terytorialnie i bez własnej politycznej władzy, podobnie jak do niedawna Ukraina, Słowacja czy (dawniej) Węgry.
Nigdy nigdzie nie spotkałem się z formą w Słowacji lub do Słowacji. Albo nie zwróciłem uwagi. Pan się spotyka?
Ciekawe też, czy to wyrównanie formy nastąpi też w przypadku Litwy. Bo dlaczego by nie?
NKJP ma 22 przykłady „w Słowacji” i 50 „do Słowacji”. Ma też 22 przywołania „w Litwie” i 29 „do Litwy”. Czasem warto sprawdzić samemu. 🙂
A jeśli chodzi o moje osobiste doświadczenia, to wszyscy znajomi (i ja) jeżdżą do Słowacji i przebywają na wakacjach w Słowacji. O Litwie tego nie mogę powiedzieć.
Ciekawe są te regionalne zróżnicowania, które widzimy już po raz kolejny 🙂
Regionalne zróżnicowania to jedno, a inercja językowa to drugie. Owa inercja każe wielu oburzać się formami „w Ukrainie” i „na Wilanowie”, choć zmiana statusu Ukrainy w niezależne państwo, a Wilanowa w dzielnicę Warszawy jednoznacznie (vide dr [wtedy] Miodek i casus wrocławskiej Kleciny, który opisywał) wskazują na potrzebę i zarazem tendencję aktualizacji form językowych. A że niektórym wydaje się, że język ma być „teraz i zawsze i na wieki wieków amen”, to sprawa ich wstecznictwa, którą oni zowią konserwatyzmem, powołując się na „zwyczaj”.
A może jednak zróbmy jak Ukraińcy? Oni nie mieszkają NA Ukrainie tylko w Ukrainie. Jadą DO Ukrainy.
I ja tej formy się trzymam ponieważ wiele razy znajomi Ukraińcy zwracali mi uwagę, że źle mówię.
Ale Polska to dziwny kraj. Chyba wszędzie jest Italia a u nas Włochy.
Jeśli Ukrainiec mówi Ci jak masz mówić po polsku, to chyba nie ma już dla Ciebie ratunku 😉
Ukraińcy podkreślają że mieszkają W Ukrainie a nie NA Ukrainie, ponieważ tak to brzmi po rosyjsku. W języku rosyjskim jeszcze niedawno prawidłową formą było NA Ukrainie, ale jakiś czas po odzyskaniu przed Ukrainę niepodległości zmieniono formę na „W Ukrainie”, aby podkreślić tym samym niezależność Ukrainy jako państwa. Uzasadnieniem tego było, że po rosyjski mówi się jadę”W Italiju”, „W Polshu” itp.
Ukraińcom należy po prostu wytłumaczyć, że w języku polskim ta norma się nie zmieniła w stosunku do Ukrainy i koniec.
Moim zdaniem nie przypadkiem po polsku jedzie się na: Ukrainę, Białoruś, Litwę i Łotwę. Wydaje mi się, że ma to związek z tym, że przez kilkaset lat kraje te były część wspólnej Rzeczypospolitej. Pozostaje nam Słowacja i Węgry. Ale jeśli chodzi o Słowację, to część jej terytorium również wchodziło w skład I RP, natomiast z Węgrami przynajmniej przez pewien okres czasu łączyła nas Unia podobna do tej z Litwą. Może właśnie dlatego akurat w przypadku tych krajów zamiast do mówimy, że jedziemy na.
>>>W języku rosyjskim jeszcze niedawno prawidłową formą było NA Ukrainie, ale jakiś czas po odzyskaniu przed Ukrainę niepodległości zmieniono formę na „W Ukrainie”, aby podkreślić tym samym niezależność Ukrainy jako państwa.<<<
Nic nie zmieniono. Jak bylo, tak i zostalo, na szczescie. Aby zmienic na "w" trzeba zmienic nazwe "kraju" na Malorosje, jak to kiedys bylo. Malorosja tez nie bylo nazwa panstwa, to tez byl termin geograficzny.
Nigdy nie było takiej nazwy. Zawsze była Ukraina!
Na temat geografii historycznej nie wypowiadam się, ale polscy językoznawcy międzywojenni rozróżniali język małoruski od rosyjskiego. Ten drugi był językiem oficjalnym ZSRR, a pierwszy był językiem „rusów”, czyli mieszkańców ziem wschodniej Rzeczypospolitej i ludów przyległych. Logicznie rozumując, coś takiego jak Małorosja powinno być. Może była to dzisiejsza Ukraina, bo wtedy państwo Polskie miało jakieś obiekcje w sprawie uznania Ukrainy jako tworu państwowego, a terytorialnie chyba uważano, że to Polska. Wielkorosja, kraj carów, też obiła mi się o oczy.
Dr (wtedy) Miodek zaobserwował w 1979 roku, że miejscowości włączone do Wrocławia (jak Klecina, Oporowo, Wełnowiec) w krótkim czasie po dołączeniu utraciły w mowie mieszkańców przyimek „do” (jadę do Kleciny) na rzecz „na” (jadę na Klecinę). Tu automatycznie zadziałała reguła, że jedzie się „do miejscowości” ale „na dzielnicę”. Zjawiska odwrotnego (jadę do Ukrainy) nie obserwujemy pomimo upływu dziesiątków lat od powstania tych państw. Moim zdaniem językoznawcy powinni w tym przypadku zgodność z regułami narzucić, tak jak to zrobiono w Rosji i na(sic!) Ukrainie.
1. Mnie Ukraińcy (niemało ich poznałem, mam też wielu znajomych z tego kraju) nigdy nie zwracali uwagi, jakoby „na Ukrainie” było niepoprawną formą.
2. Zresztą gdyby nawet zwracali, to przecież ukraiński i polski są dwoma różnymi językami, więc takie „poprawianie” byłoby niedorzeczne.
3. A co do „Włoch” – dla mnie to nie oznaka dziwności, tylko siły języka, który nie zawsze ulegał presji innych narodów.
Należy zaznaczyć, że takie formy, jak np. „na Węgry” nie musiały ukształtować się w języku polskim. W języku węgierskim funkcjonuje końcówka „-ra” pełniąca rolę przypadka sublativus (na kogo? na co?). Także tam używa się sformułowania „na Węgry”, czyli „Magyarországra”. A ponieważ Węgrzy mają bliżej do Węgier, niż Polacy, to zakładam, że to oni ustalili, jak mówić na swój kraj w kontekście przybywania do niego. A my – po prostu skopiowaliśmy tę konstrukcję. Być może analogiczna sytuacja tyczy się do wszystkich innych państw, ale nie jestem pewien, znam tylko węgierski (średnio) oraz słowacki (słabo). I, rzecz jasna, polski (dosyć dobrze).
Serdecznie dziękuję za tę cenną wypowiedź!
To jest bardzo skomplikowane .
Cóż, trudno się z Panią nie zgodzić.
Michale,
odpowiem Ci tak: z jednej strony oczywiście się zgadzam. Zresztą generalnie dystansuję się od tej teorii, bo jest mimo wszystko naciągana i nie tłumaczy wszystkiego.
Z drugiej jednak strony – a propos tego, co napisałeś – powstaje pytanie, jak dawne jest to przyzwyczajenie językowe. Być może powstało np. w XIX w. gdy miała miejsce sytuacja polityczna, która całkiem by do tego opisu pasowała. Ale to trzeba sprawdzić. Ja generalnie staram się unikać kwestii związanych z historią języka, bo to jest inna wiedza, trudniej ją znaleźć, bo korzystać należy z mało dostępnych słowników. Tutaj zajmujemy się głównie jak, zaś dlaczego w zdecydowanie węższym zakresie.
„Z założenia więc powinniśmy mówić, że jedziemy do jakiegoś państwa. Skąd więc wymienione formy: na Ukrainę, na Litwę, na Węgry? Niektórzy starają się tutaj odwoływać właśnie do tego, że państwa, wobec których używamy obecnie formy na, nie stanowiły kiedyś odrębnych całości, ale były częścią innych terytoriów, np. Węgry – częścią Cesarstwa Austro-Węgierskiego, Słowacja – częścią Czechosłowacji, Ukraina – częścią Cesarstwa Rosyjskiego itp. ”
Wydaje mi się, że jest to podejście całkowicie ahistoryczne. Litwa istniała przed kilkaset lat jako odrębne państwo, po sojuszu personalnym z Polską, do Unii Lubelskiej nawet ze sporą autonomią w polityce zagranicznej, podobnie Węgry (Cesarstwo A-W to tylko drobny, choć ważny fragment historii Madziarów). Mieszanie w to Ukrainy (geograficznie będącej zawsze częścią innych państw – Rusi Kijowskiej, Królestwa Polskiego, Rzeczpospolitej Obojga Narodów, Cesarstwa Rosyjskiego czy ZSRR) i Słowacji to pomieszanie pojęć, które nic nie wnosi, a wręcz przeciwnie, zamydla obraz. Albo świadczy o znikomej wiedzy historycznej autorów teorii i krótkiej perspektywie badawczej (niecałe 200 lat wstecz).
Ale generalnie wpis interesujący.
Otóż nie zgadzam się z zaproponowaną odpowiedzią , że użycie przyimka na .. Węgry , Ukrainę to tylko przyzwyczajenie. Proszę zwrócić uwagę , że w Polsce jedziemy na Śląsk, na Mazury na Pomorze na Podhale a na Podlasiu mamy przyjaciół np. Ale nie jedziemy na Wielkopolskę i na Małopolskę. Te dwa regiony były ośrodkami władzy w Polsce stąd gdy wyjeżdżało się z tych miejsc na „Ziemie przyległe” używano tego typu określeń. Później w większym bądź mniejszym związku z Polską pozostawały inne ziemie Litwa, Ukraina, Wołyń oraz Węgry obejmujące również Słowacji tzw Górne Węgry stąd to określenie – nigdy Austria , Niemcy ( wcześniej Prusy – nie mylić z Prusami Książęcymi które są na Mazurach) Stąd jedziemy do Czech do Niemiec, Francji itd
Proszę zwrócić również uwagę że obecne kraje Ukraina , Litwa maja kompleks przyimka na ….i Konsul Ukrainy/ Litwy zaprasza do Ukrainy do Litwy
A ja gdy jadę na wschód to Zawsze Jadę na Kresy. A dlaczego jedziemy na Krym a nie do Krymu odpowie jak Rosjanie opuszcza półwysep